Malezja. #3 pomysły na Malakkę.

Malezja. Malakka i jej skarby.

Klimat. Kuchnia. Historia.

Cofnij się w czasie. Klimat.

Malezja. Zachodnie wybrzeże półwyspu malajskiego. Miasto Malakka.

Siedzę w zatęchłym, hotelowym pokoju. Już od kilku godzin. Hotel jest przy ulicy Jalan Syed Abdul Aziz. Prowadzą go Chińczycy, jak większość tego typu biznesów w mieście. Na niebieskich ścianach, przy łączeniu z sufitem wykwita pleśń. Widać, że dawno nie malowane ściany mogłyby opowiedzieć nie jedną historię. Jest gorąco. Wilgotno i naprawdę gorąco.

Malakka river

Uchylam powoli wąskie okno wraz ze starymi, mocno zniszczonymi okiennicami. Niestety, to nic nie pomaga. Kompletnie bez sensu. Powietrze nadal stoi w miejscu, można je kroić nożem.

Za oknem ceglaste dachy Malakki i gołębie. Jest koło piątej trzydzieści po południu lokalnego czasu, w Polsce dochodzi prawie północ. Zaraz zacznie się szybko ściemniać.

Mogłem już wcześniej włączyć klimę – pomyślałem. Zamykam okno z trzaskiem. Siadam na chwilę na łóżku, po czym kładę się wygodnie na materacu włączając klimatyzację na trójkę. Na suficie powoli zaczyna obracać się wiatrak.

Popołudniowo-wieczorne światło leniwie wlewa się przez szczeliny uchylonych lekko okiennice. W pokoju wciąż coś irytująco lata. Jak nic jakiś owad. W końcu zasypiam.

Rok 2004

Jest rok 2004. Nie ma smartfonów. Internet w porównaniu do dziś jest w powijakach. Dopiero pojawia się Facebook. Nikt go nie zna, to początki social mediów. Chodzę z przewodnikiem Lonely Planet w kieszeni plecaka przemierzając Singapur i Malezję. Nie ma aplikacji, dużych i cienkich ekranów, google maps jest chyba w jakiejś początkowej formie. O internecie w telefonie, nie ma nawet co myśleć.

Od nazwy miasta Malaka, wzięła się nazwa cieśniny – Strait of Malacca. Przez setki lat był to piracki raj! To tu właśnie na odcinku 900 kilometrów piraci mogli działać do woli. W ostatnich kilku dziesięciu latach trochę opanowano ten proceder, ale czy jest całkiem bezpiecznie? Są różne głosy. Więcej info znajdziecie tu https://pl.wikipedia.org/wiki/Cieśnina_Malakka.

Obudziłem się. Leżę i patrzę się hipnotycznie w sufit. Jestem głodny. Za oknem już noc, ciemno i głośno.

Dźwięki i zapachy z ulicy przypominają jakieś hucznie obchodzone święto. W powietrzu czuć zapach egzotycznego ,aromatycznego jedzenia. Głód w żołądku daje o sobie mocniej znać.

Wstaję z łóżka, idę do łazienki umyć twarz. Z kranu przez chwilę leci ruda woda, potem coraz czystsza, normalna. “Żeby się tak trochę rozbudzić, orzeźwić” – myślę. Nadal jest lepko i gorąco. Temperatura i wilgotność nie zmieniła się od kilku godzin wcale.

Schodzę w dół krętymi, drewnianymi schodami z egzotycznego drewna. Każdy stopień trzeszczy niemożliwe. Ściany są mocno wytarte miejscami, jak nic musiały wspierać już wielu gości.

Na recepcji sympatyczna azjatka w krótkich, ciemnych włosach przesyła mi wyuczony uśmiech, odpowiadam uprzejmie z automatu “salamat petang” w malajskim – dobry wieczór. Niestety znam tylko kilka podstawowych zwrotów.

Wychodzę z hotelu wprost na ulicę, opuszczam bezpieczną strefę klimatyzacji, na twarzy czuję uderzenie gorąca. Jeśli byłeś w Azji, wiesz o czym mówię. Z wyjścia kieruję się w prawo ulicą Jalan Syed Abdul Aziz. Szukam czegoś ciekawego i apetycznego do jedzenia, przydałby się też butelka zimnego Tigera.

Dookoła jest pełno ludzi, lokalsów i turystów. Wszyscy mieszają się w tłumie chińczycy, malajowie, hindusi i biali. Ciężko wychwycić szczegóły. Kto z kim rozmawia, tańczy, je, stoi. Jeden wielki chaos – pięknie! Idę dalej.

Kuchnia

Kupuję sataye w pierwszej budce od chińskiego dziadka z grillem na krawężniku. Soczyste mięso z kurczaka z orzeszkowym, lekko słodkim sosem smakuje wyśmienicie. Ta przystawka tylko pobudziła mój głód. Mam ochotę na zupę, intensywną i pikantną.

Kilka przecznic dalej stoi wózek, gdzie sprzedają pierożki won ton gotowane na parze, jest też zupa, taka jak chciałem. Bardzo ostra i pełna smaku.

Wokół wszystko pachnie jedzeniem. Stoisk jest mnóstwo. Chodzę i oglądam. Wszystkie sklepy nadal są otwarte. Sklepy z materiałami, rękodziełem, pamiątkami, jakimiś używanymi rzeczami, starym agd itd. Są też sklepiki z przyprawami i dziwnymi suszonymi larwami, chyba także do gotowania.

Co ciekawe Malakka jest pełna sklepów z wyrobami z drewna, zaczynając od łóżek i krzeseł, poprzez wielki złocone posągi w kształcie głowy buddy, lampy w stylu kolonialnym i wszystko co można zamontować w domu. Właściwie raj dla dekoratorów wnętrz. Bardzo klimatyczne, w europie nie do dostania w sensownej cenie lub wcale.

Jeszcze trochę łażę po mieści popijając piwo i obserwując cały ten spektakl. Zrobiło się już mocno po północy. Wracam pustą ulicą. Dookoła cisza, od czasu do czasu słychać dźwięk skutera. Doczłapię się do hotelu i idę spać. Tylko o tym marzę…

Historia

Malezję odwiedzałem jeszcze kilkukrotnie w następnych latach. Miałem okazję dotrzeć również do Malakki. Dość łatwo można się tu dostać autobusem z Kuala Lumpur to zaledwie 150 km. Pamiętam, że szwendałem się po ulicach w 30 stopniowym upale przyglądając się ulicom. W Malacce kolonialny klimat widać na każdym kroku. Jest tam także mnóstwo chińskich świątyń, trochę muzułmańskich meczetów i chyba jeden najbardziej znany chrześcijański kościół.

Zwiedzając lokalne uliczki trafiłem do zakładu, gdzie powstają noże i inne cuda ze stali. Chyba nawet coś kupiłem, ale gdzie jest ten nóż nie mam pojęcia. Potem wypiłem świetne mango lassi w jednym z barów przy ulicy.

Geographer Cafe Malakka

Po południu trafiam do znanego turystom i modnego miejsca Geographer Cafe Malakka http://geographer.com.my świetne miejsce, mógłbym tu siedzieć ze 3 dni. Z głośników leci Jimi Hendrix, jakbym przeniósł się w czasie.

Drinki, piwa, Dj i azjatyckie, pyszne jedzenie. To stąd właśnie pochodzi to zdjęcie z zupą Tom Yum w kokosie:) była wprost obłędna!

Coconut Tom Yum soup

Wyobraźcie sobie, tę przyjemną chwilę, kiedy siadacie wygodnie przy barze na szklaneczkę czegoś zimnego. Słońce powoli się chowa za dachy budynków, wprost idealne światło do zdjęć.

Mijają was riksze z kolorowymi kwiatami i światłami, czasem nawet z muzyką z głośników. Mijają skutery, turyści i zwyczajni mieszkańcy. Mnóstwo ludzi się tu przewija, turyści z całego świata. Można usłyszeć ciekawe historie, zapytać gdzie warto się udać w dalszą podróż i wymienić się informacjami o najlepszych spotach do plażowania na zachodnim wybrzeżu czy wyspach. Świetne miejsce, warto tu wpaść również wieczorem, impreza przeciąga się do późna w nocy.

Z przyjemnością znów zawitam do Malakki przy pierwszej nadarzającej się okazji. Na masaż, na zupę czy zimnego Tigera w Geographer Cafe. To po prostu fajne miasto. Pewnie znów coś kupię z mebli, ale to już zupełnie inna historia…:)

Chcesz poczytać o innej mojej podróży? Tym razem będzie to podróż na gracką wyspę Amorgos – zajrzyj tu: https://zycietoevent.pl/wakacje-na-amorgos/ . Zapraszam!

Pozdrawiam Paweł Paszek-Pietruch

Bądź na bieżąco